Wyjazd integracyjny

 W weekend miałem firmowy wyjazd integracyjny. Odbył się kilkaset kilometrów od domu, w takiej dziurze pośrodku niczego. Z przyjemnością pojechałem, bo po pierwsze jazda Fredim wciąż daje mi dużo frajdy, po drugie zmiana otoczenia - w sytuacji, kiedy pracuję z domu i wciąż oglądam te same 4 ściany i ten sam widok za oknem, ma to niemałe znaczenie. Po trzecie, wreszcie mogłem pogadać z ludźmi (MPŻ prawie ze mną nie gada). Wartość dodana: z ludźmi, którzy mnie doceniają, chociaż w sumie nie wiem  za co - żona zadbała, aby moja samoocena była odpowiednio niska.

MPŻ nie toleruje rzecz jasna takich wyjazdów. Pewnie większość kojarzy film o tym samym tytule, co niniejszy wpis. Koleżanka z pracy powiedziała żonie, że na takich wyjazdach wszystko odbywa się tak, jak pokazano w tym filmie. Cóż, skoro tak mówi, to widocznie wie. No i wydaje się jej (żonie), że pochłaniam tam nie wiadomo jakie ilości alkoholu, tymczasem prawda jest taka, że pierwszego dnia kolacja się opóźniła, przez co się przegłodziłem i alkohol po porostu mi nie "wchodził", a drugiego dnia musiałem się ograniczać przed czekającą mnie jazdą.

W sumie - tak, czy owak, było warto.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Samochodowo